Podróż Szwajcaria pogranicze niemiecko-francuskie - Bern i Fryburg
Podróż do Szwajcarskich francuskojęzycznych kantonów granicznych (niestety nie starczyło nam czasu na zwidzania typowych francuskojezycznych miast Genewy i Lozany, może next time) zrobiliśmy przy pomocy pociągu, tym razem nie było jednak tak tanio (nie było tanich biletów w sensownych trerminach), na szczescie w Szwajcarii bilety kupuje się na trasy a nie na wybrane pociągi stąd jadąc do miejscowosci można wysiąść "po drodze" a potem kontynuowac podróż na tym samym bilecie. My wybraliśmy się w podróż Zurich-Bern-Fryburg-Zurich, która kosztowała nas (2 osoby) 212 CHF (660 PLN!), no ale na wczasach się czesto nie bywa wieć się szarpneliśmy:).Na dworcu w Zurochu warto być ciutek wczesniej gdyz kupowanie biletow moze nastreczyc kilku problemow (my mielismy porblemy z porozumieniem sie :) i zrozumieniem funkcjonowania kolei Szwajcarskich).
Wyjeżdżając do Berna oczekiwaliśmy spokojnego miasteczka pośrodku gór z mniejszym gwarem niż w Zurichu i mniejszą ilość turystów niż w Lucernie (ale bez przesady w obu tych miastach nie było to przeszkadzające).
No cóż pod tym względem się zaskoczyliśmy. Berno na tle innych Szwajcarskich miast wyróżnia się generalnie trzema rzeczami. Po pierwsze jest płaskie! praktycznie nie trzeba drałować w trybie góra-dół co daje przyjemny odpoczynek zmęczonym nogom, po drugie jest wyjątkowo gwarne pod względem liczby turystów (nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, ale było tam więcej japończyków i hindusów niż w lucernie która jest dużo "fotogeniczniejsza) i po trzecie jest tam dużo większy harmider (tramwaje jeżdża przez środek starówki wszedzie mnóstwo sklepików, i pedzących gdzieś ludzi. Ale zdecydowanie maswój urok.
W odróżnieniu od innych miast tutejsze fontanny są przyozdobione w dość zorganizowany sposób (na marginesie w każdym szwjacarskim mieście jest bez liku różnych fontann z których można bezpośrednio pić wodę), odnoszący się do historii miasta i jego legend.
Godne polecenia do zobaczenia (poza starówką of course) są:
wierza zegarowa - (warto być ok 5 minut przed pełną godziną kiedy figury zaczynają swój (dość dziwny) taniec, uwaga warto zostać ciuteczek dłużej figury robią "niespodziewajkę" i zatrzymują się na chwilę (dużo osób wtedy odchodzi) a one zaczynają tańczyć dalej.
niedzwiadki - wybieg dla niedźwiedzi jest obowiązkowym punktem, niestety na miesiąc przed naszą wizytą ostatni niedzwiadek zmarł więc zdjęć nie mam, teraz budowany jest profesjonalny wibeg na którym chyba od jesieni będą nowe niedzwiadki)
browar - tuż obok niedzwiadków jest stary browar w którym można obejrzeć jak się robi piwo i oczywiście go spróbować.
kościół przy głównym placu i wierza widokowa na kościele (wstęp 3,5CHF od osoby) - warto ze względu na naprawdę barokowy wystrój kościoła oraz widoki z wierzy.
Nam cała wycieczka po bernie zajeła ok 3,5 godziny (szlakiem wyznaczonym przez panie z informacji turystycznej). + trzy kwadranse na kawie i o 14 siedzieliśmy w pociągu do Fryburga
Ciutek zmęczeni Bernem, troche obawialiśmy się Fryburga, okazało się że zupełnie niesłusznie. Fryburg jest cichym i spokojnym miasteczkiem pośrodku Szwajcarii. Typowo ulozonym w trybie góra-dół, o mnóstwie miejsc w których można usiąść odpocząć i nie uświadczy się choćby cienia turysty. Do tego jest tu zdecydowanie taniej niż w Zurichu czy Bernie.
Z dworca standardowo udaliśmy się do informacji turystycznej po standardową mapkę. Poza mapką pani udzieliła nam informacji o tutejszej fabryce czekolady (Villars) podobno najlepszej w calej Szwajcarii (uwaga fabryczki nie ma na mapie, trzeba o nią zapytać, a naprawde warto takiej czekolady nie jadłem chyba nigdy, zakupilismy spore zapasy które niestety nam się już kończą, a nigdzie indziej nie widziałem tej czekolady w sklepach). Warto się am udać (spacer ok.10-15 minut) by odwiedzic sklepik fabryczny (duza tabliczka czekolady 4 CHf mala 2 CHF, poza tym jak się ma farta można trafić na "odpady fabryczne" czyli znakomita czekoladę po cenie 1-1,5 CHF za tabliczkę tylko że beż ładnego opakowania)
Po powrocie do centrum (niestety fabryczka oddalona jest od starówki), rzuciliśmy się na starówkę. Starówka generalnie ciągnie się jednym deptakiem w dół w kierunku katedry w Fryburgu i obfituje w kawiarnie i sklepy (czynne dłużej niż w innych regionach szwajcarii), oczywiście zwiedzilismy katedrę (i znów wierza widokowa 4CHF od osoby). Później zeszliśmy na sam dół zobaczyć muzeum marionetek (po drodze mieliśmy dość długi odpoczynek przy fontannie) i brame berneńską, oraz przeszliśmy na druga stronę rzeki (warto zobaczyć plac przy koszrach) po którkim odpoczynku weszlismy zpowrotem na "górę" i udaliśmy się coś zjeść nasz wybór padł na lekko oddalony od starówki ale bardzo polecany lokal "San Marco" i musze przyznać ze było warto pizza taka jak we włoszech, surówka i tiramisu dla dwóch osób razem 41 CHF a byliśmy "na full". Niestety było już po 21 i trzeba było wracać do Zurichu :)
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Chetnie poczytam co nas omineło :).
-
To z czasem dodam alternatywną relację m.in. z obu miast, obejmującą także m.in. Solurę / Solothurn i Biel/ Bienne oraz jezioro Thun - czyli raj ;-).
Cieszę się, że Wam się podobalo i mieliście dobrą pogodę,i pozdrawiam. -
No to taki tytuł zostawiam.
Co do długosci pobytu zgadam sie jak najbardziej (zwlaszcza w odniesieniu do Fryburga), niestety nasz czas w Szwajcarii ograniczony był do 7 dni co znacznie ograniczalo pole manewru, poza tym mielismy darmowe spanie w Zurichu (w mieszkaniu kumpla) co nie powiem znacznie ograniczalo koszty (drugi poza czasem ogranicznik). Dodatkowo mielismy troche ograniczony budzet a ze w Szwjacarii zwiedzic te dwa miasta da sie na jednym bilecie kolejowym to zdecydowalismy sie na maly sport wyczynowy w postaci zwiedzania expressowego. -
Nowy tytuł już lepszy, aczkolwiek Berno na pograniczu nie lezy (chociaz ma tam blisko) i właśnie ta bliskość do kantonów francuskojęzycznych byłą jednym z argumentow o wyborze tego miasta na sto;licę Konfedereacji.
Fajna relacja, z tym, że oba miasta uważam za warte dłuższej wizyty. Pozdrawiam -
W sumie to masz racje, dla nas to raczej była kwestia przypadku ze trafiliśmy w Bernie na te dwie osoby z którymi rozmawialiśmy na osoby francusko języczne. Tytuł zmieniam na może bardziej adekwatny
-
Powiem szczerze, że tytuł mi ie pasuje. Ok, Fryburg jest w 80% francuskojęzyczny ale Berno w przeszło 90% niemieckojęzyczne. Granica językowa przebiega przecież przez własnie Fryburg i Biel / Bienne :-)